Po drugiej stronie obiektywu Aleksandry Twardowskiej

Każda sekunda ma znaczenie. Każdy ruch może być wyjątkowy. Mecz toczy się zupełnie innym tempem, gdy oglądasz go zza obiektywu. Z takiej pe...

Każda sekunda ma znaczenie. Każdy ruch może być wyjątkowy. Mecz toczy się zupełnie innym tempem, gdy oglądasz go zza obiektywu. Z takiej perspektywy widzi go zazwyczaj Aleksandra Twardowska, która na co dzień pełni rolę oficjalnego fotografa w klubie siatkarkim Gwardia Wrocław. Ale to nie jedyne miejsce, gdzie można ją spotkać z aparatem w ręku. W dzisiejszej rozmowie, Ola opowada nie tylko o swojej pasji do fotografowania i miłości do muzyki i sportu, ale też o historiach, które zazwyczaj kryją się za jej obiektywem.


Co fotografujesz?
Większość weekendów spędzam teraz z Gwardią, co bardzo mocno pokrywa się z terminarzem PlusLigi oraz koszykówki męskiej Śląska Wrocław i WKK. Dlatego ostatnio nie bywam tak często na innych meczach. W lecie przed moim obiektywem króluje plażówka i futbol amerykański.
Jak to się zaczęło?
Moja przygoda z fotografią zaczęła się w trakcie studiów. Robiłam PR i Corporate Image specjalizację z dziennikarstwa i komunikacji społecznej na SWPSie. Dopiero wtedy tak naprawdę zaczęłam zastanawiać się, co chcę w życiu robić. Przeprowadzałam wtedy jeszcze wywiady i fotografowałam. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że pisanie aż tak bardzo mnie nie kręci i w 2013 roku przeszłam 100% na zdjęcia.   
Pamiętasz swój pierwszy aparat, pierwsze zdjęcie?
Moja pierwsza zabawka to Kodak, a potem przyszedł czas na Canona. Nie wiem, jakie zrobiłam zdjęcia za dzieciaka, bo zaginęły przy którejś przeprowadzce. Miłość do fotografii poczułam ponownie 10 marca 2012 roku. Byłam wtedy w Amsterdamie na koncercie Enter Shikari i Young Guns. Robiłam wywiady z chłopakami, pierwszy raz fotografowałam i te zdjęcia pamiętam! Pamiętam też uczucie podczas soundchecku, kiedy siedziałam na schodkach prowadzących na scenę z bananem na twarzy. Te wspomnienia zostaną ze mną już na zawsze.  
Miłość do zdjęć połączyłaś z miłością do muzyki.
Swoją przygodę ze zdjęciami zaczęłam właśnie od koncertów. Swego czasu jeździłam bardzo często do Berlina. Tam było o wiele łatwiej dostać akredytację niż u nas w kraju, ale nie były to łatwe koncerty. Odbywały się w bardzo małych klubach, słabo oświetlonych, zadymionych, z dużą ilością osób i bez fosy - czyli tej przestrzeni pomiędzy sceną, a publicznością, która daje bezpieczeństwo fotografowi. To było spore wyzwanie, ale bardzo dużo można się nauczyć fotografując w takich miejscach. Później regularnie pojawiałam się z aparatem na koncertach we wrocławskich klubach. Po pewnym czasie, zarówno miejsca, jak i zespoły zaczęły się powtarzać, więc zrobiło się zbyt monotonnie i potrzebowałam zmiany.
Wtedy przyszedł czas na sport.
Pierwszym sportem, który fotografowałam, była męska koszykówka. Obecny FutureNet Śląsk Wrocław występował jeszcze w Ekstraklasie. Swoje mecze grali w Orbicie. To było w 2015 roku, po trzech latach przygody z koncertami. Tak się złożyło, że moi dwaj przyjaciele zaczęli robić w międzyczasie koszykówkę i siatkówkę żeńską. Postanowiłam się do nich przyłączyć i tak to się zaczęło.




Jakie były początki fotografowania sportu po doświadczeniach z koncertów?
Cieszyłam się, bo po raz pierwszy mogłam robić zdjęcia przez 4 kwarty - ile to jest czasu! Najbardziej zaskoczyło mnie to, jak bardzo zawodnicy są dynamiczni. Siedziałam i cieszyłam się, że coś się dzieje! Miałam też inny sprzęt i na początku uczyłam się ustawień i pracy z nim, co też było sporym wyzwaniem. Byłam i nadal jestem uparta jak osiołek i nigdy nie robię zdjęć na serii, bo mnie to nie kręci. Czerpię satysfakcję z tego, że złapałam kogoś w danej akcji, a jeszcze większą, kiedy kogoś nie znam i nie jestem przyzwyczajona do tempa w jakim się porusza.


A jak to było z siatkówką?
Zaczęło się od Pucharu Polski w 2016 roku. W Orbicie zagrały: ZAKSA, Jastrzębski, Skra, Resovia, Cerrad, Trefl, GKS Katowice i SMS Spała. Panowie byli szybcy, wielcy i dawali z siebie wszystko na boisku przez 3 dni. Nie miałam tam swojej ulubionej drużyny, ale byli ulubieni siatkarze, i przy tym pozostańmy (śmiech). Tam poznałam redaktora Macieja Piaseckiego, który po tygodniu zaproponował mi wspólny wyjazd do Lubina, a ja się zgodziłam i poszło! Po sezonie udało mi się zaciągnąć do siatki.org i to było moje pierwsze doświadczenie z redakcją sportową. 


Masz jakiś plan w głowie przed meczem, czy działasz spontanicznie?
Zależy dla kogo fotografuję. Kiedy przychodzę na Gwardię, to wiem, że po pierwszym secie muszę zejść z robienia zdjęć, ponieważ potrzebuję wrzucić kilka sztuk na stronę ligi - taka jest umowa. Na wszystkich pozostałych meczach, gdzie nie jestem oficjalnym fotografem, mogę, posiedzieć pół seta i pooglądać zawodników, których na przykład nigdy w życiu nie widziałam na parkiecie. Wtedy mam czas obserwować sposób, w jaki się ruszają. Czasem też czekam aż się rozgrzeją, bo fotografowanie pierwszego seta często bywa nudne. Panowie przychodzą na mecz z różną głową. Coś się działo w ciągu dnia, jeszcze się nie rozruszali i nie wpadli w rytm i mindset meczowy. Są różne sytuacje, każdy z nas jest człowiekiem i ma swoje uczucia i emocje. Dlatego fotografując mecze dla siatki.org, robię zdjęcia od drugiego seta. Wtedy oni zdążą się rozgrzać, pocieszyć, powkurzać i na zdjęciach w końcu są widoczne prawdziwe emocje!




Uchwycenie jakiej akcji daje Ci największą satysfakcję?
Atak z drugiej linii. Potrzebuję złapać zawodnika, kiedy jest w najwyższym punkcie lotu, co nie zawsze jest równe z najwyższym położeniem piłki czy jej dotknięciem. Z reguły oni już spadają, kiedy dotykają piłki. Nieraz po prostu łapałam któregoś w momencie, kiedy leciał, a piłka po uderzeniu była już przy siatce. Pamiętam, że przez pierwszy sezon w Gwardii, nie byłam w stanie uchwycić w odpowiednim czasie Stacha Szymankiewicza. Zawsze mi uciekał o milisekundy. Za to jak już się udało, to satysfakcja była ogromna.

Patrzysz na mecz akcjami.
Prawda jest taka, że świetnie znam moją drużynę i wiem, kiedy Maciej Naliwajko nie zaatakuje, albo kiedy Kamil Maruszczyk naprawdę to zrobi. Widzę, że zbiera się w sobie, i że to będzie mocny atak, bo wybije się porządnie i wyskoczy. Albo kiedy Michał Superlak z całej pary przypakuje gwoździa, i że będzie wielkie "wow”. To są te minimalne odruchy, które dla kogoś, kto patrzy na całość meczu, mogą być niezauważalne – ten moment mrugnięcia okiem. Ja rozbieram mecz na części, na pojedyncze akcje, dlatego nie jestem nigdy w stanie opowiedzieć całego spotkania. Dla mnie ważne są milisekundy, które przy robieniu pojedynczych zdjęć robią różnicę, i na które składa się czas reakcji mojego oka, palca i aparatu. 




Pamiętasz swój pierwszy mecz na Krupniczej?
Moim pierwszym meczem był sparing w 2016 roku. Miałam wtedy pomieszanie z poplątaniem w głowie. Było mi żółto, było mi ciemno i było mi okropnie. Nie było miłości do tej hali i nadal jej nie ma. Nauczyłam się jednak z nią współpracować. Mecze dzienne fotografowało się zupełnie inaczej niż wieczorowe. W pewnym momencie po prostu wiedziałam z której strony i co mogę zrobić, bo po 3 latach, każdy kąt tej hali był mój. Mam swoje ulubione miejsce pod filarami przy kwadracie dla rezerwowych, ale tylko do momentu aż sędzia liniowy nie zaczyna zasłaniać mi boiska (śmiech).


Jak wygląda praca fotografa w klubie siatkarskim?
Fotografowie z mediów z reguły mają wyznaczone strefy, po których mogą się poruszać. Natomiast jako fotograf klubowy, mogę sobie hasać dowolnie po całej hali. Chociaż ja zawsze na początku meczu uzgadniałam z sędziami zasady. Kiedy graliśmy jeszcze na Krupniczej i w trakcie meczu uznaliby, że jestem za blisko boiska i stwarzam niebezpieczeństwo, to mieli tylko pomachać i ja się cofałam. Tak czy siak, na pewno mam większą swobodę niż media.

Które mecze lubisz najbardziej?
Wyjazdowe, bo prawda jest taka, że po pewnym czasie własną halę już przeszłam od stóp do głów i znam tam wszystkie kąty. Wyjazdy lubię ze względu na to, że hala, światło i parkiet są inne od naszych, a to wszystko robi różnicę. Tak samo jest z rozstawieniem trybun.


Masz swoje ulubione zdjęcie?
Mam ulubione zdjęcie z Pucharu Polski w 2017 roku. Jest na nim Dawid Konarski, który cieszy się z pucharu i wznosi go w górę. To jedno z niewielu zdjęć z siatkówki, które zrobiłam w pionie i to też jedno z moich ulubionych wspomnień, jeśli chodzi o fotografowanie tego sportu.  






I tym samym przechodzimy do meczów reprezentacji.
To jest zupełnie inny poziom. Aleja Gwiazd Siatkówki i mecz towarzyski Polska-Iran w 2017 był moim pierwszym meczem reprezentacyjnym, do tego jeszcze z pożegnaniem Igły, więc było dość sentymentalnie. Z kolei wydarzenie sportowe najwyższej rangi, które fotografowałam, to siatkarskie Mistrzostwa Europy w Polsce w 2017 roku. W Katowicach w Spodku grały Belgia, Francja, Turcja i Holandia, oraz Niemcy, Czechy i Włochy. Najbardziej ekspresyjni byli Francuzi i Belgowie z Panem Russeaux na czele. Naprawdę jest różnica kiedy wjeżdża reprezentacja, walcząca o trofea, na które pracują latami. Kiedy oni przekraczają linię boiska, widzisz zmianę na twarzy każdego zawodnika. Jego nie obchodzi co wydarzyło się 5 minut wcześniej. Są tak skupieni i zaangażowani emocjonalnie, że nic więcej się nie liczy. Innym ważnym turniejem, na którym działałam jako fotograf był 4-gwiazdkowy Beach Volleyball World Tour w Warszawie w wakacje zeszłego roku.

Jak fotografuje się na plaży?
Plaża rządzi się swoimi prawami. Zmienne warunki pogodowe, takie jak słońce czy deszcz to jest coś, z czym jesteś w stanie sobie sprzętowo poradzić. Jest trudniej w momencie, kiedy są 3 sekundy słońca i nagle przychodzi chmura. Plaża jest fascynująca. Zawodników jest tylko dwóch i trzeba się nauczyć, że wyskakują często z pozycji kucającej. W zależności od tego, czy piasek jest suchy czy mokry, inaczej zachowuje się pod graczami, i tym samym dynamika ruchów jest zupełnie inna.




Jakie są Twoje marzenia i cele na przyszłość?
Siatkówkę kocham i sądzę, że to się nie zmieni, nawet jeśli przestanę ją fotografować. Marzy mi się parkour, bo to jest coś, czego jeszcze nie robiłam. Deskorolka, ale to ze względu na moją miłość do Vansów. Snowboard też jest mega. A z turniejów, to olimpiada byłaby czymś. Jeśli miałabym wybrać tam sport, to poszłabym na judo ze względu na to, że je trenowałam. Mimo kontuzji, których się nabawiłam i przez które nie mogłam kontynuować treningów, miłość jest. Ten sport pozostał gdzieś głęboko w moim sercu. Gdzieś na szczycie marzeń jest też Rajd Dakar i praca dla Redbulla. Jak widać, jest do czego dążyć i nad czym pracować.

Co robi Ola bez aparatu?
Ola bez aparatu pracuje w korporacji IT, czyta książki, słucha ciągle muzyki. Jak mnie ktoś spotka na mieście, to można za mną krzyczeć bez końca - mam zawsze słuchawki w uszach. Ola bez aparatu kocha Vansy i chodzi prawie tylko w nich, przez co jest małym, rudym skrzatem przy swojej drużynie. Uwielbia kino. Ostatnio kocha wyżywać się na siłowni i widzieć tego efekty. Małe rzeczy, które dają satysfakcję - to też bardzo lubi.   





fot.: Aleksandra Twardowska / Aleksandra Twardowska - fotograf
       oraz Marta Daszczyk / Wpadło mi w oko 

Może zajrzysz też tu

2 komentarze

Flickr Images