Piotr Bąk: Oddałem tej książce serce

Półka z książkami kibica siatkówki nie powinna świecić pustkami. W ostatnim czasie przybyło nam kilka ciekawych tytułów, jednak do tej pory...

Półka z książkami kibica siatkówki nie powinna świecić pustkami. W ostatnim czasie przybyło nam kilka ciekawych tytułów, jednak do tej pory, wśród nich brakowało jednej ważnej historii. Biografii Arka Gołasia, pogodnego człowieka i ogromnego talentu, który niestety nie miał szans w pełni się rozwinąć. Na szczęście, po wielu latach na podjęcie tematu zdecydował się człowiek od dawna związany z siatkówką. O książce "Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż" oraz wszystkim, co działo i dzieje się wokół niej, rozmawiam z autorem publikacji Piotrem Bąkiem.


Zanim zaczniemy mówić o książce, chciałabym dowiedzieć się czegoś o Tobie. Od czego zaczęła się Twoja miłość do sportu i do siatkówki w szczególności?
Zaczynałem pisać o piłce nożnej, dawniej na portalu ekstraklasa.net, teraz jest to gol24.pl - tak zaczynała się moja przygoda z dziennikarstwem, która cały czas trwa. Później, mniej więcej od 2006-2007 roku, siatkówka bardzo mocno zakorzeniła się w moim życiu. Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, miałem u siebie w Kętach pierwszoligowy klub, za którym jeździłem po całej Polsce. Od Ostrołęki przez Poznań, Szczecin, Wałbrzych, Świdnik - byłem w wielu miejscach. Drugim czynnikiem była przyjaźń z Łukaszem Klinem, moją prawą ręką w redakcji portalu Siatkówka24. Ta znajomość jeszcze mocniej popchnęła mnie do tej dyscypliny.

Jak zmienia się praca i doświadczenia dziennikarskie na przestrzeni lat?
Wiele rzeczy było bardzo fajnych, wiele było też tych niefajnych, tak to już w dziennikarstwie sportowym bywa. Natomiast jeśli mówimy o tych przyjemnych sytuacjach, to bardzo dobrze wspominam swój pierwszy siatkarski wywiad, który robiłem robiłem po meczu wtedy jeszcze BKS-u Bielsko-Białej z Anną Barańską, teraz już Werblińską. Pamiętam, że podczas tego wywiadu jedna koleżanka wylała jej wodę na głowę, druga rzuciła ręcznik, trzecią ją zaczepiła, więc tę rozmowę na pewno zapamiętałem. Natomiast największą przygodą, którą przeżyłem były kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich w Rio 2016, które odbywały się w styczniu tego samego roku w Berlinie. Byłem na miejscu i powiem szczerze, że nawet finał Mistrzostw Świata 2014 nie wzbudził we mnie takiej huśtawki emocji, jak ten styczniowy turniej w Berlinie.  

Po kilku latach pracy dziennikarskiej, przyszedł czas na książkę. Kiedy po raz pierwszy ten pomysł się pojawił w głowie i czy była to łatwa decyzja?
Pewnego razu pomyślałem sobie, że fajnie się działa, wszystko jest super, ale generalnie może trzeba zrobić coś nowego, np. napisać książkę. Zastanawiałem się nad jakimś klubem albo zawodnikiem i wtedy pomyślałem o Arku. Zdziwiło mnie bardzo, że jeszcze o kimś takim nikt nie napisał, a mamy w kraju mnóstwo dziennikarzy i specjalistów. Nie wiem czy bali się za ten temat zabrać czy zabrakło im chęci. Nikt tego nie zrobił, dlatego ja pomyślałem, że warto ten temat podjąć. 

Były obawy jak zareaguje środowisko i najbliżsi Arka na ten pomysł?
Powiem w ten sposób: najważniejsi byli dla mnie rodzice Arka, bo bez ich aprobaty nic by z tego nie było. Umówiliśmy się z wydawnictwem, że jeżeli rodzice w dowolnym momencie powiedzieliby, że jednak nie chcą książki, to ja nawet mając ją całą gotową, musiałbym przerwać pracę. Taka była nasza wspólna decyzja, moja i wydawnictwa. A co do środowiska - liczyłem się z tym, że pojawią się słowa krytyki, a momentami zawiść czy żal, że kogoś uprzedziłem. Ja nigdy nie twierdziłem i nie będę twierdził, że ta książka jest idealna, bo pewnie ma błędy merytoryczne czy językowe, co z resztą zdarza się w każdej książce. Natomiast ja wiem jedno: na pewno oddałem tej książce serce. 

Ile trwał cały proces tworzenia książki?
Samo zbieranie i pisanie materiałów to było może około 8-10 miesięcy. Natomiast cały proces, łącznie z korektą, z przesuwaniem terminów, bo niestety różne rzeczy działy się po drodze, zajął ponad 2 lata. Od pomysłu na powstanie książki do tego jak ona znalazła się w księgarniach. W tym czasie było wiele wyjazdów, w tym do Rzeszowa, Częstochowy czy oczywiście Ostrołęki. Było też mnóstwo wykonanych telefonów. Wywiad z Krzysztofem Ignaczakiem, trwał z przerwami łącznie ponad 7 godzin. Z resztą samych pytań do Krzyśka miałem przygotowanych 9 stron, więc muszę przyznać, że tutaj została wykonana ogromna praca po obu stronach. 


Który z etapów pracy był najtrudniejszy?
Na pewno najtrudniejsza pod względem mentalnym, psychologicznym była rozmowa z rodzicami. To jednak są osoby najbliżej związane z Arkiem, które przeżyły straszną tragedię. Ciężka też była rozmowa z Krzysztofem Ignaczakiem, bo wiedziałem, że to był prawdziwy przyjaciel Arka, taki przez duże "P". Tak naprawdę jakbyśmy usiedli razem i zamknęli się na dwa tygodnie w pokoju hotelowym, to pewnie moglibyśmy we dwójkę napisać tę książkę.

Czy któraś z tych rozmów szczególnie zapadła Ci w pamięć?
Myślę, że właśnie ta z Krzyśkiem Ignaczakiem i rodzicami Arka. Poza tym, jeszcze bardzo fajna i szczera była rozmowa z Łukaszem Kadziewiczem. Łukasz rzeczywiście nie ukrywał niczego i nie zapomnę, jak zapytałem go o tę sytuację z 16 września, kiedy Arek zginął. Podejście Łukasza, jego reakcja i to, że potrzebował kilku minut, żeby po prostu ochłonąć i w ogóle wrócić do rozmowy, to też pokazuje jak ta strata mocno wszystkich boli. Poza tym Piotr Gruszka to kopalnia wiedzy o AZS-ie Częstochowa i lidze włoskiej. Tych rozmów było naprawdę wiele i mogę powiedzieć zupełnie szczerze, że z każdej jestem bardzo zadowolony.

Reakcje ludzi po wydaniu książki były takie, jakich się spodziewałeś, czy coś Cię w nich zaskoczyło?
Spodziewałem się reakcji dwojakich. W tym totalnej krytyki, czyli, że chcę się dorobić na tragedii  - bo takie komentarze też się zdarzały, z tym, że anonimowe, a do takich nie przywiązuję uwagi. Natomiast, nie oczekuję klepania po plecach, ale dobrze by było, gdyby pewne osoby chociaż do mnie zadzwoniły, podziękowały albo zganiły za pewne rzeczy, a tego mi zabrakło. Myślę, że mogę zdradzić, że wysłaliśmy do kilku siatkarzy książki z bardzo prywatnymi zdjęciami Arka, które nie znalazły się w publikacji. Bardzo fajnie zachował się Michał Winiarski, który jako jedyny odpisał, że bardzo dziękuje za książkę i że jest dumny. To była jedna jedyna reakcja, jaką otrzymaliśmy. Ja nie oczekiwałem "dziękuję", bo to może jest tylko i aż jeden egzemplarz książki dla kogoś, ale chodzi o sam gest. Ludzki gest, który Michał Winiarski wykonał i wielkie brawa dla niego za to. 


Czy przy okazji tworzenia tej książki udało się zawrzeć bliższe przyjaźnie?
Moim celem nigdy, na etapie powstawania książki czy na etapie jej pisania, nie było, żeby ona mi cokolwiek ułatwiła. Osoby, takie jak Łukasz Kadziewicz czy Piotr Gruszka, to byli rozmówcy, których  znałem, i z którymi miałem okazję przeprowadzić wcześniej wiele wywiadów. Oczywiście, fajnie jak ktoś do mnie podchodzi, kibice albo siatkarze, pytając o książkę. Gdy ktoś tak szczerze się interesuje, to jest mi bardzo miło, bo widać, że to co robię ma sens. A najbardziej utwierdziły mnie w tym dwa spotkania, które miały miejsce na początku listopada w Ostrołęce. Na jednym z dzieciakami ze szkół podstawowych i gimnazjalnych było ponad 600 osób, a na drugie przyszło około 500 mieszkańców Ostrołęki. Więc łącznie ponad 1000 ludzi uczestniczyło we dwóch spotkaniach. To pokazuje, jak Arek w Ostrołęce jest kochany. Mimo, że już go nie ma z nami, nie ma go w Ostrołęce i niestety już nigdy do tych mieszkańców nie przyjdzie i nie porozmawia z nimi, to w tym mieście jest żywą legendą polskiej siatkówki, żywą legenda tego miasta. 

Czego Ciebie nauczyła praca nad książką?
Nauczyła mnie tego, że jak chcesz coś osiągnąć, to bez względu na to, jakie kłody ktoś ci rzuca pod nogi, jak masz pod górę i ile nie miałbyś zmartwień, to i tak dasz radę to zrobić. Te dwa lata pokazały mi to, że jak ktoś chce, to naprawdę może napisać książkę. Choć była to mozolna, bardzo ciężka praca, ale praca z której jestem niesamowicie dumny. I nawet jak nie napiszę już nigdy w życiu żadnej książki, to zawsze tę jedną będę miał na koncie i myślę, ze jest ona naprawdę ważną publikacją dla kibiców siatkówki.

Uprzedziłeś nieco moje ostatnie pytanie. Jest szansa na kolejne książki?
Zobaczymy co czas pokaże. Niestety mamy takie realia, że poza dziennikarstwem, muszę normalnie chodzić do pracy i zarabiać. Natomiast jeżeli się coś wykształci, ktoś się zgłosi albo ja wpadnę na ciekawy pomysł, to jak najbardziej. Ktoś kiedyś powiedział, że najtrudniejszy jest pierwszy krok, więc jestem dumny z tego, co osiągnąłem, gdzie byłem i co napisałem. Tego nikt mi na pewno nie odbierze. 


Fot.: własne oraz zbiory prywatne Piotra Bąka (zdj. tytułowe: Paweł Madej)

Rozmawiała: Katarzyna Kowol


Może zajrzysz też tu

0 komentarze

Flickr Images