Leszek Mazur: zawsze ciagnęło mnie w stronę boiska

Pierwsze doświadczenia z ławki trenerskiej w 1. lidze piłki siatkowej mężczyzn ma już za sobą. Trener Leszek Mazur, który od trzech seznów ...

Pierwsze doświadczenia z ławki trenerskiej w 1. lidze piłki siatkowej mężczyzn ma już za sobą. Trener Leszek Mazur, który od trzech seznów związany jest z drużyną seniorów Gwardii Wrocław opowiada dzisiaj o tym, jak wygląda praca młodego trenera siatkówki, ile sportowych kilometrów dzieli 1. i 2. ligę oraz o tym, jaki wpływ przygoda ze sportem (nie tylko tym drużynowym) wywarła na jego życie.



Kibice znają Cię głównie z ławki trenerskiej w drużynie Gwardii Wrocław. Czym jeszcze się zajmujesz? 
Jestem też nauczycielem wychowania fizycznego w jednym z wrocławskich liceów, a także doktorantem AWF-u. Moim głównym zajęciem jest oczywiście praca w sztabie szkoleniowym drużyny Gwardii Wrocław. W ubiegłym roku trenowałem również kadrę wojewódzką.

Jak to się stało, że siatkówka znalazła się w Twoim życiu?
Od zawsze bardzo lubiłem sport – grać w coś, odbijać piłkę czy pływać. Początkowo byłem bardziej zafascynowany koszykówką. To były jeszcze czasy Michaela Jordana, NBA i ja to pamiętam, chociaż byłem wtedy bardzo mały. Natomiast pierwszą dyscypliną, którą zacząłem uprawiać było karate kyokushin. Miałem wtedy 6 lat, byłem w zerówce i podobno sam znalazłem ogłoszenie w szkole, a potem namówiłem rodziców, żeby mnie zaprowadzili na zajęcia. Poszedłem i tak mi się spodobało, że trenowałem karate przez 7 lat. Bardzo ceniłem sobie te zajęcia, szczególnie po latach, ponieważ są ogólnorozwojowe i dobre dla każdego dziecka. Podczas trenowania sztuk walki, można dobrze spożytkować swoją energię i rozwijać się sportowo pod wszystkie dyscypliny, a szczególnie gry zespołowe.


Co było dalej?
Jeszcze w trakcie trenowania karate, pojawiła się siatkówka. Rozpocząłem treningi w klubie MKS Olavia Oława w ostatniej klasie podstawówki. I tam kontynuowałem tę przygodę praktycznie do liceum. Na studiach wróciłem do gry na trzecio, czwartoligowym poziomie w zespole oławskim. Studia podjąłem na wrocławskim AWF-ie, gdzie wybrałem specjalizację wychowanie fizyczne. Po jakimś czasie rozpocząłem tam jeszcze drugi kierunek, którym był sport ze specjalnością trenerską. Wiedziałem, że to pozwoli mi uzyskać tytuł trenera i uprawnienia do wykonywania tego zawodu.

Która drużyna była tą pierwszą w Twojej karierze trenerskiej?
Jeżeli chodzi o karierę trenerską, to zaczynałem od pracy z dziewczynami. Jeszcze na studiach trafiłem do zespołu juniorek Impel Gwardii Wrocław i tam uczyłem się pod okiem trenera Andrzeja Krowiaka. Pomagałem przy treningach, zajmowałem się też statystyką. W kolejnym sezonie zespół przejął trener Rafał Błaszczyk, który zaproponował mi kontynuację współpracy w formie asystenta i statystyka tego zespołu. Stworzyliśmy zgraną grupę razem z Jarkiem Tęsiorowskim, który był też trenerem i pomocą od przygotowania motorycznego i z Asią Krzymińską, która zajmowała się fizjoterapią. Zespół występował w nowo-powstałej wówczas Młodej Lidze Kobiet, i wszyscy chcieliśmy, żeby to był swego rodzaju przedsmak Orlen Ligi, namiastka profesjonalnej siatkówki z dalszymi wyjazdami i przygotowaniami do meczów. Dla mnie to było cenne doświadczenie. Potem jednak uznałem, że przyszedł czas na zmiany. Statystyka jest ważna, ale zawsze mnie ciągnęło w stronę boiska.


Tam też się znalazłeś!
Zupełnie nieoczekiwanie pojawiła się propozycja, żebym przejął zespół rezerw Olavii Oława. Pracowałem z nimi przez rok i wtedy nawiązałem kontakt z trenerem Piotrem Lebiodą. Był on też trenerem kadry wojewódzkiej i pojawiła się możliwość współpracy z nim na tym polu. To zaowocowało potem propozycją zostania drugim trenerem Gwardii w II lidze. Tak rozpoczęła się moja przygoda z Gwardią, która trwa do dziś. 

W międzyczasie pojawiły się również sukcesy w pracy z młodzieżą. 
Pracowałem z kadrą wojewódzką łącznie przez 3 lata. W ostatnim roku poprowadziłem zespół już jako pierwszy trener. Mieliśmy bardzo mocny rocznik 2003 na Dolnym Śląsku, co trzeba podkreślić, bo praca trenera w kadrze wojewódzkiej to jest rola selekcjonera. My mamy tych chłopaków u siebie przez bardzo krótki czas, w którym musimy wybrać najbardziej perspektywicznych graczy i stworzyć zespół. W tym roku w roczniku 2003 były dwie drużyny, które występowały w finale Mistrzostw Polski młodzików, czyli wśród 8 najlepszych drużyn w Polsce. Ta grupa była bardzo uzdolniona i gdy doszły do niej jeszcze takie perełki jak chociażby Piotrek Śliwka (brat Olka) z Jawora, to stworzyła się drużyna z dużymi perspektywami na przyszłość. 


Wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
Lepiej być nie mogło. Pojechaliśmy na turniej, nie przegraliśmy meczu. W ćwierćfinale trafiliśmy na województwo śląskie, więc spodziewaliśmy trudnych spotkań, bo Śląsk od wielu lat zajmuje czołowe miejsca w tych rozgrywkach. To był chyba najlepszy mecz całego turnieju! Bardzo dużo walki, wygrana 2:1 w tie-breaku. Pogratulowałem wtedy chłopakom, bo wznieśli się na szczyt swoich umiejętności albo jeszcze wyżej. Tego samego dnia graliśmy drugi mecz z województwem łódzkim o wejście do finału. Wytrzymaliśmy presję, wygraliśmy i znaleźliśmy się w finale, gdzie rozprawiliśmy się z województwem opolskim. Graliśmy naprawdę bardzo dobrze. Pięciu chłopaków z tej grupy jest w kręgu zainteresowań trenerów kadry Polski, więc jest się z czego cieszyć. Samo zwycięstwo jest też na pewno cenne. Dolny Śląsk zdobył swój upragniony medal, dzięki któremu pokazaliśmy, że nadal liczymy się w szkoleniu młodzieży.

Masz spore doświadczenie w pełnieniu funkcji drugiego trenera. Jak wygląda praca na tym stanowisku?
Rolę drugiego trenera określa tak naprawdę pierwszy trener i to jest pewna forma współpracy. Jako drugi trener jestem członkiem sztabu szkoleniowego, któremu przewodzi pierwszy trener i to on musi wyznaczyć innym, jakie zadania i funkcje mają pełnić. Ja pomagałem na treningach w rzucaniu, plasowaniu i innych elementach gry. Czasem też prowadziłem treningi, pomagałem w sprawach organizacyjnych, czy uczestniczyłem w rozmowach z zawodnikami. Podczas meczu starałem się podpowiadać chłopakom, co mogą zrobić lepiej oraz przekazywać wskazówki od naszego statystyka, z którym byłem w stałym kontakcie.


Odczułeś duży przeskok w momencie gdy przeszliście z II do I ligi?
Przeskok jest bardzo duży jeżeli chodzi o poziom grania. I liga jest w pełni profesjonalna, i tu często bardzo małe detale decydują o końcowym wyniku seta i meczu. Tutaj praca ze statystką, z danymi, które się pojawiają jest dużo bardziej rozbudowana. W II lidze spotykamy się z większą powtarzalnością zawodników, gra jest bardziej schematyczna i czytelna. W pierwszej, zawodnicy grają tak, żeby zaskoczyć przeciwnika i to jest największa różnica między tymi poziomami.

Zapytam też o przeskok z funkcji drugiego na pierwszego trenera. Dostałeś drużynę w bardzo trudnym momencie sezonu.
Zgadza się, było to między pierwszym a drugim meczem fazy playoff. Graliśmy z Nysą, mieliśmy swoje ambicje i czuliśmy, że nie jesteśmy na straconej pozycji. Szczególnie po pierwszym meczu, w którym przegraliśmy 2:3, prowadząc 2:0. Nie zastanawiałem wtedy nad tym głębiej, bo nie było na to czasu. Trzeba było odnaleźć się w tej sytuacji i dać z siebie 100%. Zawodnicy też podeszli do tej sytuacji bardzo fajnie, za co im dziękuję. Nie byli zagubieni czy zdekoncentrowani. Zachowali się w pełni profesjonalnie. Przeskok był na pewno duży, bo w poniedziałek siedziałem tam jeszcze jako drugi trener, byłem trochę z boku, a wtedy presja nie jest tak mocno odczuwalna. Gdy następnego dnia muszę wejść jako pierwszy trener, to stoję przed grupą zawodników i odpowiadam za decyzje podczas meczu. Przeprowadzam zmiany, muszę reagować na to, co się dzieje na boisku. Każda decyzja niesie za sobą konsekwencje. To są dwie różne role.


Jak oceniasz playoffy i cały sezon w wykonaniu Gwardii Wrocław?
Sezon oceniam bardzo dobrze. Wróciliśmy do 1. ligi po 10 latach. Byliśmy beniaminkiem i zajęliśmy ostatecznie 8. miejsce. Spełniliśmy cel, który był założony na początku rozgrywek. Oczywiście, w trakcie sezonu widzieliśmy naszą grę i byliśmy świadomi swoich możliwości, więc można było myśleć o awansie do pierwszej czwórki. Można gdybać, ale wyszło jak wyszło. A moim zdaniem wyszło całkiem dobrze. Przede wszystkim stworzyliśmy niesamowity zespół. Mieliśmy zawodników o bardzo dużych umiejętnościach, świetnie dobranych pod względem charakterów. Zbudowali kolektyw, który był ze sobą na dobre i na złe. Zespół który nigdy nie pęka i zawsze walczy do końca prowadzi się z przyjemnością.

Twój największy sukces w dotychczasowej pracy trenera?
Na pewno cieszy sukces w kadrze wojewódzkiej, bo to jest największy turniej dla młodzieży w tej kategorii wiekowej w Polsce. Zwycięstwo w takiej imprezie to cenne doświadczenie i wspomnienie, do którego miło się wraca. Cieszę się też, że mogłem występować w pierwszej lidze, jako drugi i jako pierwszy trener. Ja cały czas uczę się tego zawodu, więc obecność w gronie trenerów pierwszoligowych jest dla mnie dużą nobilitacją i sporym wyzwaniem. Takie doświadczenia hartują i bardzo wzbogacają jeżeli chodzi o przyszłość. Niezależnie od tego, w jakim miejscu znajdę się w kolejnym sezonie, to na pewno wiem, że to jest kierunek, w którym chciałbym zmierzać.


Jakie plany i marzenia na przyszłość?
Niedawno skończył się sezon, więc zobaczymy jak to będzie. Na pewno wiem, że chcę być dalej związany z siatkówką i pracować w tym sporcie. Na jakim poziomie, w jakiej roli i w którym klubie to czas pokaże. Oczywiście, mam też bardzie odległe marzenia, które kiedyś chcę spełnić. Na co dzień jednak staram się pamiętać o tym, żeby stawiać sobie bliższe cele i metodą małych kroków iść cały czas do przodu. I liga jest fajna i się cieszę, że mogłem tutaj pracować, ale wiemy, że I liga jest tą drugą ligą w kolejności. W końcu przyjdzie czas, żeby spojrzeć w górę, w stronę PlusLigi, a potem zobaczymy, co dalej. Los mi jak na razie sprzyja i oby tak było dalej, bo w sporcie trzeba mieść szczęście.


Starcza Ci jeszcze czasu na hobby niezwiązane z siatkówką?
W tym roku nie miałem niestety wolnego, bo musiałem się uczyć i pisać pracę doktorską, dotyczącą zresztą współdziałania w grach, w tym również w siatkówce. Przyznaję, że nie było łatwo, ze względu na natłok obowiązków i niewielką ilość wolnego czasu. A co lubię robić gdy mam luźną chwilę? Po intensywnym tygodniu pracy, gdy trenuje się codziennie, to w dniu wolnym zazwyczaj trzeba trochę odpocząć. Człowiek chce czasami pobyć w domu, nie wychodzić nigdzie i poczytać książkę. Aczkolwiek ja lubię też aktywność fizyczną, więc zdarzy się, że wyskoczę na rower albo pogram w tenisa ze znajomymi. W bardzo odległych czasach grałem tez na pianinie i myślę, że chciałbym kiedyś do tego wrócić. Jak skończę z siatkówką, to wrócę do muzyki (śmiech). Póki co, to jednak siatkówka odgrywa kluczową rolę w moim życiu i liczę na to, że tak już zostanie.

fot.: Aleksandra Twardowska i Tomasz Mordarski


Może zajrzysz też tu

0 komentarze

Flickr Images