Na Stadionie na Kamionku, podróż wehikułem czasu po dwóch warszawskich obiektach sportowych cz.I

Do tej pory, Volley Traveller zabierał Was w podróże do różnych miejsc, wydarzeń, nieraz historii czy kultury. Dzisiejsza wycieczka też...

Do tej pory, Volley Traveller zabierał Was w podróże do różnych miejsc, wydarzeń, nieraz historii czy kultury. Dzisiejsza wycieczka też dotyczy w dużym stopniu tych tematów, ale jest nieco inna. Artykuł, który mam Wam dzisiaj przyjemność zaprezentować, został opublikowany w drugim numerze Magazynu BrandBoom, którego myślą przewodnią był branding miejsc. Link do całej gazety znajdziecie pod tekstem, a ja tymczasem zapraszam Was już bez odwlekania, na pierwszą część podróży... w czasie!


Warszawa, stacja Praga-Południe, duży plac pokryty zieloną trawą. Na samym środku stoi niewielkich rozmiarów pojazd w kolorze złotawej miedzi, w którym znajduje się miejsce dla dwóch osób. W środku siedzi już kierowca maszyny i skinieniem ręki zachęca mnie do zajęcia miejsca obok. Wsiadam do pojazdu i startujemy w podróż wehikułem czasu na Stadion Dziesięciolecia i z powrotem, czyli na Stadion Narodowy. Telefon komórkowy wyłączony, pasy zapięte, można ruszać. Czas start!

Maszyna powoli nabiera rozpędu i gwałtownie wzbija się w powietrze. 
Po drodze mijamy zabytkowy kościół na Kamionku, rogatki warszawskie, jeszcze gdzieś z boku widać Park Skaryszewski, i nagle wszystko znika, a my już całkiem na poważnie lecimy w kierunku przeszłości. Chwilę później lądujemy miękko na zielonym trawniku, ale nie jest to ten sam trawnik, z którego startowaliśmy przed momentem. Na liczniku w wehikule widnieje data „1995”. Wysiadamy z pojazdu i oto znajdujemy się na nowo wybudowanym Stadionie Dziesięciolecia, który ma służyć nie tylko jako boisko do piłki nożnej, ale również jako miejsce przeznaczone do organizacji zawodów lekkoatletycznych. U góry widać błękitnie niebo, ponieważ obiekt jest odkryty. Dookoła otaczają nas drewniane ławki okrywające betonowe trybuny, na których może zasiąść nawet do 71 008 widzów. Co ciekawe, przy budowie Stadionu, użyte zostały pozostałości po budynkach Warszawy, doszczętnie zniszczonych podczas II wojny światowej. Sama proces budowy Stadionu Dziesięciolecia trwał zaledwie 11 miesięcy, a jego oficjalne otwarcie przypadło na dzień 22 lipca 1955 roku, czyli w rocznicę Manifestu Lipcowego (najważniejsze święto narodowe w czasach Polski Ludowej). Z tej okazji na Stadionie rozegrano mecz pomiędzy drużynami z Warszawy i Stalinogrodu (Katowic), w którym – zapewne ku rozczarowaniu większej części publiczności – gospodarze musieli uznać wyższość gości, i przegrali 1:2. 

Cyferki na wyświetlaczu w wehikule zmieniają się i widnieje tam teraz rok 1957. 
Na stadionie jest bardzo głośno, a trybuny są przepełnione do granic możliwości. Można nawet rzec, iż te granice zostały dawno przekroczone, bo na 71 000 miejscach zasiada ponad 90 000 osób. Tę rekordową frekwencję tłumaczy ranga odbywającego się wydarzenia - na boisku trwa piłkarski mecz towarzyszki pomiędzy reprezentacją Polski i Finlandii. Pojedynek kończy się wielką fiestą, ponieważ Polska wygrywa z gośćmi 4:0. Dalej, wraz z liczbą zmieniającą się na liczniku, przed oczami pojawiają się różne obrazy. Łatwo z nich wywnioskować, że oprócz imprez sportowych, na stadionie organizowane były także koncerty, imprezy masowe oraz dożynki. Podczas jednych z nich, a dokładnie 8 września 1968 roku, dochodzi tam do tragicznego wydarzenia – Ryszard Siwiec, żołnierz AK, dokonał samospalenia na znak protestu przeciwko atakowi wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Spoglądam na wehikuł, który właśnie zatrzymał się na roku 1983. Kieruję wzrok z powrotem na murawę stadionu i widzę tam prawie 100 tys. ludzi, wsłuchanych w słowa człowieka, który stoi się na scenie na jednym końcu boiska. Ten człowiek ubrany w białe szaty to Papież Jan Paweł II, który odprawia tam mszę świętą. Z biegiem czasu obiekt pustoszeje i zaczyna niszczeć. Nagle znów się zatrzymujemy, tym razem na roku 1989, kiedy stadion zostaje wydany w dzierżawę firmie Damis, która otwiera tam „Jarmark Europa”. Tym sposobem, Stadion Dziesięciolecia przestaje mieć cokolwiek wspólnego ze sportem i przeistacza się w ogromne targowisko. Stragany znikają dopiero 30 września 2007, a miejsce ma przejść w najbliższym czasie diametralną metamorfozę. 
    

Nagle najpierw trybuny, a potem wszystko wokół zaczyna wirować. Kręci mi się od tego w głowie, więc zamykam oczy, a po chwili gdy je otwieram, jestem już w zupełnie innym miejscu...


CIĄG DALSZY NASTĄPI..

* A niecierpliwych, bądź zainteresowanych tematem brandingu, zachęcam do zaczytania (za darmoszkę) dwóch numerów Magazynu BrandBoom pod tymi linkami: #miejsca oraz  #wczasy . 



Może zajrzysz też tu

0 komentarze

Flickr Images