Turniej finałowy Ligi Światowej 2016 - Kraków

Kraków przez ostatnie dni mienił się wieloma barwami – flagi Polski, Włoch, Brazylii, Serbii, Stanów Zjednoczonych i Francji zawisły u same...

Kraków przez ostatnie dni mienił się wieloma barwami – flagi Polski, Włoch, Brazylii, Serbii, Stanów Zjednoczonych i Francji zawisły u samego sufitu Tauron Areny. Na dole również było kolorowo, choć dość kameralnie; gorąco, ale czasem też chłodniej, tylko dzięki klimatyzacji; ogólnie radośnie, chociaż były także chwile smutku. Jak zapisze się w naszej pamięci tegoroczne Final Six Ligi Światowej? O tym przeczytacie w zapiskach Volley Travellera, który ledwo zdążył rozpakować walizkę po podróży i od razu zabrał się za spisywanie świeżych jeszcze emocji i wspomnień.


„Zawsze lepiej wygrać niż przegrać”
Takie słowa padły z ust Tomasza Swędrowskiego jeszcze podczas tokijskich kwalifikacji do igrzysk olimpijskich. Stwierdzenie proste i oczywiste, po którym sam autor słów się uśmiechnął, ale jakże prawdziwe i zawsze aktualne! Również w kontekście ostatnich meczów rozegranych przez naszą reprezentację w Krakowie. Początek spotkania z Francją był naprawdę dobry – zaczęliśmy od prowadzenia i kontrolowaliśmy sytuację na boisku do stanu 20:19. To wszystko w dużej mierze dzięki skutecznym atakom Michała Kubiaka i  Dawida Konarskiego. Na środku w pozytywnym świetle pokazał się również Karol Kłos. W końcówce, po stronie przeciwników bardzo skutecznie zagrał Marechal, który ostatecznie asem serwisowym zakończył pierwszą partię. Wydawało się, że ta dominacja Francji utrzyma się już do końca spotkania, jednak jak wiemy, scenariusz meczu okazał się być znacznie bardziej skomplikowany i przede wszystkim korzystny dla naszej drużyny. W czwartym secie prym w ataku wiedli Michał Kubiak i Dawid Konarski, w kolejnym swoje trzy grosze dołożyli również Karol Kłos, Mateusz Bieniek i Mateusz Mika. Zaś jak wiadomo, z wygranych tie breaków Polska słynie – więc w piątej partii nie daliśmy sobie wydrzeć zwycięstwa w tym spotkaniu. Pokonaliśmy Francję 3:2 (21:25, 17:25, 25:17, 28:26, 15:12)


Z Serbią niestety nie poszło nam tak dobrze. Mimo, że pierwszy set był wyrównany do samego końca, to jednak Serbowie – a konkretnie serbski blok - postawił kropkę nad „i” i zakończył tę partię z dobrym wynikiem. W drugim secie w naszej grze coraz częściej pojawiały się błędy – szwankowało przyjęcie, a wiadomo, że bez dobrego przyjęcia trudno rozegrać jest potem punktową akcję. Serbowie bardzo dobrze spisywali się w polu zagrywki. Niestety tę partię przegraliśmy już do 20. Pozytywny zryw nastąpił w kolejnym secie, kiedy to bardzo szybko wyszliśmy na prowadzenie i utrzymaliśmy bezpieczną rezerwą punktową już do samego końca. Wtedy obudziła się nadzieja na powtórkę z poprzedniego meczu. Ta niestety nie nastąpiła. Dla odmiany to Serbowie objęli w czwartej partii wysokie prowadzenie i utrzymali dobrą passę już do końca meczu. Tym razem przegraliśmy 1:3 (23:25, 20:25, 25:18, 18:25). Tym samym – jak okazało się dzień później – skończył się dla naszej drużyny turniej w Krakowie.

Są powody do zmartwień?
Jak głosi znane w niektórych kręgach powiedzenie: jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie. Z jednej strony nie mamy żadnych powodów, żeby nie ufać Stephanowi Antidze i jego programowi przygotowań drużyny do najważniejszej imprezy sezonu – z historii siatkówki wiemy, że nie każdemu w tym kraju udało się zdobyć mistrzostwo świata. Dodatkowo, sami siatkarze uspokajają swoimi wypowiedziami, że są cały czas w ciężkim treningu; że szczyt formy ma przyjść w Rio, a nie teraz; w końcu, że wierzą w swoją pracę i w jej pozytywne skutki w niedalekiej przyszłości. W tym wypadku również nie ma powodów, żeby im nie wierzyć – w końcu to oni biorą udział w zgrupowaniach, widzą wszystko od środka i wiedzą na pewno więcej niż każdy, nawet najbardziej dociekliwy zewnętrzny obserwator. Z drugiej jednak strony, od czasu do czasu przewijają się opinie ekspertów, że to już ten czas, kiedy powinniśmy zacząć wygrywać; że kolejne przegrane źle wpływają na atmosferę w drużynie i w końcu, że ciągle brak nam zgrania na boisku. Trudno te wszystkie głosy puścić mimo uszu i beztrosko wierzyć, że co by nie było to i tak będzie dobrze. Co w takiej sytuacji możemy zrobić? Zastanawiajmy się, dyskutujmy, wymieniajmy spostrzeżenia i opinie, ale ... dajmy zawodnikom spokojnie pracować i jeszcze raz zaufajmy trenerowi i sztabowi szkoleniowemu. A przede wszystkim, wysyłajmy naszej drużynie wsparcie – niech wiedzą, że co by się nie działo, to zawsze będą nas mieć do pomocy - choćby tylko głosem, uśmiechem, radosnym okrzykiem, ale zawsze do dyspozycji tuż obok. Może właśnie bez niepotrzebnego pompowania balonika, tym razem uda się wrócić z sukcesem z Rio?


Blaski i cienie turnieju finałowego Ligi Światowej
W mojej ocenie cały turniej i to, co działo się wokół niego naprawdę mogło się podobać. Nie brakowało emocji, spektakularnych zagrań, niespodziewanych zwrotów akcji i wielkiej radości zawodników – głównie Serbii. Zwycięzcom należy zresztą szczerze pogratulować – zasłużyli  na to trofeum w pięknym stylu rozprawiając się w finale z wielką Brazylią! Z resztą, wszystkie mecze półfinału i finału stały na wysokim poziomie i kibice nie mogli narzekać na jakość widowiska. Brawa także dla zdobywców drugiego i trzeciego miejsca – Brazylii i Francji. Zabrakło oczywiście naszej drużyny w weekendowych meczach, ale odnośnie tego tematu na odsyłam wszystkich do poprzedniego akapitu. Brakowało niestety też kibiców, ale to już zupełnie inna historia i temat cen biletów, który był poruszany nawet przez ekspertów w studiu. Myślę, że organizatorzy nie śpią, pilnie obserwują co dzieję lub właśnie nie dzieje się na trybunach i za rok wszystkie hale znów wypełnią się po brzegi. Wracając zaś do kibiców, to ci, którzy byli obecni, bawili się naprawdę dobrze – radosna atmosfera imprezy siatkarskiej została w tym gronie jak najbardziej utrzymana.


Dodatkowe atrakcje
Ten, kto miał okazję uczestniczyć w tym roku w jakichkolwiek meczach reprezentacji na polskich halach, spotkał się już z aplikacją „Kibicujemy”, używaną przez duet Kułaga – Magiera w celu uatrakcyjnienia całego widowiska. Jeśli pobierzemy ją i włączymy podczas meczu we właściwym momencie, nasze lampy błyskowe będą rozbłyskać w rytm uderzeń bębnów – co robi niesamowity efekt i wrażenie. Czasem na ekranie pojawiają się również słowa piosenek, co sprawia, że łatwiej przyłączyć się do wspólnego śpiewu razem z innymi kibicami. Znając naszych speakerów, ta aplikacja będzie się dalej rozwijać i za rok możemy spodziewać się kolejnych, nowych cudów na trybunach. 

Volley Bajka
Genialnym pomysłem było przeniesienie na czas turnieju przynajmniej części zbiorów muzeum siatkówki Volley Bajka, które na co dzień mieści się w Warszawie. Dzięki temu, w przerwach pomiędzy poszczególnymi rozgrywkami, kibice mieli okazje zobaczyć z bliska najcenniejsze trofea i medale polskiej siatkówki; zdjęcia, a nawet prawdziwe stroje siatkarzy - ale tutaj myślę, że słowa nie oddadzą tego co relacja fotograficzna, więc zobaczcie sami.





Opuszczamy Kraków, obieramy kierunek Rio
Przez ostatnie kilka dni w Krakowie można było oddychać siatkówką :). Ja zupełnie wsiąkłam w tę atmosferę – również dzięki niespodziance od organizatorów w postaci biletów na jeden dzień turnieju – za co z tego miejsca bardzo dziękuję. Po tym przepełnionym emocjami Ligi Światowej czasie, przyszedł niełatwy okres czekania na najważniejszą imprezę tego sezonu – Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Będzie to na pewno oczekiwanie przepełnione niepewnością, co takiego wydarzy się w sierpniu i jak poradzi sobie na turnieju reprezentacja Polski. Przyznajmy jednak szczerze, że bez tego wyczekiwania i bez tych emocji, całe igrzyska nie miałyby dla nas takiego samego smaku i nie byłyby tak wyjątkowe. Poza tym, zawsze te kilka tygodni możecie urozmaicić sobie podróżami razem z Volley Travellerem – obiecuję, że tutaj żadnej przerwy nie będzie i już teraz zapraszam na kolejne ciekawe podróże w różne sfery siatkówki :)!




Może zajrzysz też tu

0 komentarze

Flickr Images